The Circle Closed

🇵🇱 Jeśli wolisz przeczytać po polsku – przewiń niżej.

The Circle Closed

Sometimes life writes such ironic and funny stories that we couldn’t invent them ourselves.

It was 1999. I had just finished high school, and my girlfriend Monika – now wife – had just started university. I owned a small car – a Fiat 126p, better known in Poland as the "Maluch." It had a roaring 652cc engine, 24 horsepower, and weighed barely 600kg. My friends could literally pick it up and move it around like furniture.

Fiat 126p - "Maluch"

It was loud, slow, and cheap – but mine. I’d drive it to pick up Monika from university, feeling like a king. Until one day, she asked me to wait a stop away. Later, I learned she felt awkward about her classmates seeing her hop into a toy car. That stung.

I told myself it didn’t matter, but the truth is – it did. It quietly shaped my ambition. I wanted to prove myself. I wanted her to never feel that way again.

Fast forward 20+ years.

Monika returned to the same university – this time to pick up our younger son, Oliwer, who had some extra high school classes there. She was driving our loud, proud Porsche.

And just as she parked and waited, she received a text message:

"You’ve got to be kidding! Please park somewhere else!"

It was from Oliwer. He’d just walked by the car, pretending not to know it – or her. He didn’t want his friends seeing him get into a flashy V8. He didn’t want to be seen as “the rich kid.”

I laughed when I heard it. For real.

Because in that exact same place, 20 years earlier – I had to drive away, too.

Back then: because my car was too slow and embarrassing.
Now: because hers was too fast and luxurious.

Same setting. Same ask. Reversed roles.

What made me proud? That we raised kids who care about who they are – not what they have.
What made me laugh? That neither the humble Fiat nor the roaring Porsche could win the social test of that sidewalk.

For 20 years, I chased success so that my girl would never feel ashamed again. My ego whispered:

"Don’t worry, baby – someday you’ll see you chose right!"

And my kids?
They just didn’t care.

A while ago, I stuck a Post-it above Oliwer’s desk:

“Daddy loves you just as you are. Super Son. #1 ConjunctionBrain.”
("Conjunction" is the title of the sci-fi book we’ve been writing together for nearly two years.)

A few days ago, I found this above my bed:

“Oliwer loves Daddy just as he is. Super Dad. #1 ConjunctionMan.”

We don’t argue about who's #1.
We just know we are – together.

If we raise children who value love over labels, truth over trophies – then material things will slowly fade behind the horizon, like the sun setting on a day well lived.

No, I won’t give up my V8.
Yes, money makes life easier.
But life’s real luxury?

Family. Love. Connection.

A real story. A funny one. And maybe even one worth remembering.

And to make this circle truly complete...

Last week, I saw a quote on a restaurant wall in Cracov that made me pause:
“Every story has two sides – both worth telling.”
It hit home. It fit perfectly with my family story that had come full circle!

Because 20 years ago, the embarrassment came from too little.
Today, the awkwardness comes from too much.
Two different cars. Two different generations.
Same street. Same request.

But the best punchline?

Oliwer could easily get the keys to any fast, premium car in our garage.
Instead, he proudly drives his own red ‘Microcar’ – with two racing stripes, two cylinders, and a roaring 21 horsepower.
It’s loud, funny-looking, and definitely not fast. But it’s his.

When he pulls into school, everyone bursts out laughing.
But his girlfriend still gets in.
And just like that, a new chapter begins.

The circle closed.
And the next one?
That’s Oliwer’s to write.

Carpe diem – but don’t forget what truly matters.

Historia zatoczyła koło

Idąc przez życie, czasem spotykają nas historie, które są zbyt zabawne i zbyt symboliczne, żeby były przypadkowe.

Jest rok 1999. Kończę wtedy liceum, a Monika zaczyna studia. Mam swojego pierwszego Malucha – Fiat 126p, 24 konie, 600 kg i aż dwa cylindry. Moi koledzy potrafili go dosłownie przenieść siłą ramion. Stawiali go w innym miejscu dla żartu. Maluch był głośny jak kosiarka, wolny, ale był mój i do dzisiaj wspominam go z sentymentem.

Fiat 126p - "Maluch"

Podjeżdżałem po Monikę pod uczelnię. Aż któregoś dnia powiedziała:

„Zaczekaj przystanek dalej, dobra?”

Później dowiedziałem się, że wstydziła się. Nie mnie, jakżeby mogła (ha!), ale starego, wyjącego samochodu. Może koledzy komentowali, a może chodziło po prostu o te spojrzenia z pogardą. Ale to wystarczyło. Zabolało – ukryte głęboko we wnętrzu ego.

I tak właśnie w mojej głowie zakiełkowała ambicja. Z czasem – paliwo do działania.

Minęło ponad 20 lat (nawet nie wiem kiedy, tak to już jest).

Monika podjechała pod tę samą uczelnię, żeby odebrać Oliwera, naszego młodszego syna. Miał tam dodatkowe zajęcia zorganizowane przez jego liceum.

Zaparkowała piękny samochód i czekała.

Nagle dostała SMS-a:

„Ty chyba żartujesz! Odjedź gdzieś dalej!”

Syn nie zadzwonił, ponieważ znajomi byli tuż obok. Oliwer minął auto Moniki ze swoją paczką, udając że go nie zna. Nie chciał, by ktoś oceniał go przez pryzmat głośnego Porsche. Chciał być lubiany za to, kim jest.

Kiedy to usłyszałem – zaśmiałem się. Naprawdę!

Bo dokładnie w tym samym miejscu, dwie dekady wcześniej, ja też musiałem odjechać.
Tyle że wtedy – bo samochód był za słaby i wątpliwej urody.
Teraz przyszła kolej na Monikę – bo był zbyt dobry i rzucający się w oczy.

To samo miejsce. Ten sam motyw. Inny zwrot akcji.

Co mnie cieszy? Że wychowaliśmy dzieci, które mają poczucie wartości. Nie interesuje ich często spotykany lans.
Co mnie bawi? Że ani Maluch, ani Porsche nie „zdały testu społecznego.” Dwa skrajne przeciwieństwa, a jednak po upływie ponad dwóch dekad efekt identyczny!

Przez 20 lat budowałem firmę, żeby Monika nigdy nie musiała się już wstydzić. Moje ego szeptało:

„Zobaczysz, kochanie – jeszcze się okaże, że dobrze wybrałaś!”

A dzieci?
Mają to gdzieś. Nie obchodzi ich kolekcja aut, brzmienia silników i ilość cylindrów pod maską.
Dla nich liczy się relacja.

Jakiś czas temu przykleiłem Oliwerowi karteczkę nad biurkiem:

„Tata kocha Oliwera takim jakim jest, Super Synkiem, Koniunkcjomózgiem #1.”
(„Koniunkcja” to tytuł naszej wspólnej książki sci-fi, którą tworzymy razem od blisko dwóch lat.)

Kilka dni temu nad moim łóżkiem pojawiła się podobna karteczka napisana jako odpowiedź na moją:

„Oliwer kocha Tatusia takim jakim jest, Super Ojcem, Koniunkcjowcem #1.”

Nie spieramy się, kto jest numerem jeden. :)
Wiemy, że jesteśmy drużyną.

Jeśli zbudujemy z dziećmi relację, która przetrwa całe życie – to reszta… schowa się jak słońce za wiecznym horyzontem.

Nie, nie przesiadam się teraz po tych wszystkich przemyśleniach tylko na rower.
Tak – pieniądze ułatwiają życie.
Ale prawdziwy luksus daje tylko jednoRodzina. Miłość. Pokoleniowe więzi.

Taka jest moja prawdziwa historia, z mojej perspektywy trochę zabawna i z przesłaniem.

Aby historia zatoczyła pełne koło...

Kilka dni temu w restauracji w Krakowie przykuł moją uwagę napis na ścianie:
„Każda historia ma dwie strony – obie warte opowiedzenia.”
Pasował jak ulał do mojej rodzinnej historii, która zatoczyła koło!

Bo kiedyś wstyd wynikał z braku.
Dziś – z nadmiaru.
Dwa różne auta. Dwa różne pokolenia.
Ta sama ulica. To samo „możesz odjechać?”

Ale najlepszą puentą jest koniec tej historii.

Oliwer mógłby wziąć kluczyki do każdego z mocnych samochodów, które mamy.
Zamiast tego – jeździ swoim czerwonym Mikrocarem z dwoma paskami, dwoma cylindrami i potężną mocą... 21 koni mechanicznych!
Nie jest szybki. Silnik wyje. Wygląd ma komiczny. Ale to jego auto. 

W szkole wszyscy śmieją się do rozpuku.
A dziewczyna i tak wsiada.
I właśnie wtedy rozpoczyna się nowy rozdział.

Koło się domknęło.
A kolejne?
To już historia Oliwera.

Carpe diem – ale nigdy nie zapominaj, co jest naprawdę ważne.